Długo zbierałam się do opisania uroków Barcelony. W końcu jest! Ten wpis powie wam, dlaczego byłoby wspaniale mieszkać w ciepłej Hiszpanii i buszować po barcelońskich targach.
To już moja druga wyprawa do bajkowego miasta na wybrzeżu Hiszpanii. I drugi raz zakochałam się w tym miejscu. Mimo, że pogoda dała nam w kość, robiliśmy wszystko, aby wyjazd zapamiętać jak najlepiej. Czyli jedliśmy, próbowaliśmy, testowaliśmy. Niestety, wiele rzeczy tylko zaszczyciliśmy swoją uwagą, bo na ich gotowanie nie mieliśmy warunków. A szkoda.
Radziliśmy sobie jednak przesiadując od rana do nocy w knajpach i odwiedzając małe piekarenki, cukierenki i sklepiki. To był naprawdę smaczny wypad. Oczywiście, poza tym też mnóstwo zwiedzaliśmy i to stanowiło lwią część czasu spędzonego w Barcy. Pieszo zrobiliśmy aż 70km. Zacny wynik, z którego naprawdę jesteśmy dumni. Spróbujcie sami, a przekonacie się, jak ogromne i rozległe to miasto. Przez to, że trafiliśmy na porę deszczową i mieliśmy mało czasu i tak nie wszystko udało nam się zobaczyć. Wpisujemy na listę i nadrobimy następnym razem.
Po co więc jechać do tej Barcelony? Według mnie właśnie po to, o!
Wędliny
Hiszpania to kraj szynek. Polska też, ale te hiszpańskie to świetna odmiana polskich błyszczących folią i solanką mazi zbitych w jeden blok o formie regularnego sześcianu w siatce z gumek. W Hiszpanii są szynki przez wielki SZ. Najpopularniejsza Serrano (szynka z gór), którą wytwarza się z wieprzowego udźca (jamón) lub łopatki (paleta) jest delikatna w smaku, lekko słona, krucha i aromatyczna. Ale mercedes wśród tych szynek to Jamón Belotta, o której mnóstwo już pisałam tutaj.
Tym razem, w drodze do Katedry Sagrada Familia wstąpiliśmy do maleńkiego sklepiku sprzedającego szynki i wybraliśmy croissant z tym mięsnym przysmakiem. Wierzcie na słowo – to było olśnienie. Wiecie, ten lekko słodki rogalik z orzechową szynką. A potem zza rzędu kamienic wyrosła olbrzymia Sagrada. Jedliśmy powoli crossaint siedząc na krawężniku i podziwiając ogrom Katedry. Mmmmm… no i jak tu wracać do domu?
Bez trudu można tam kupić papierowe rożki wypełnione pokrojonymi w cienkie plasterki szynkami i kiełbaskami oraz serami. Superpomysł na przegryzkę.
Owoce morza
Najświeższe z możliwych. I wszędzie ich pełno. Na targach leżały na wielkich, ogromnych wręcz stołach i ladach. Wiele z nich jeszcze się ruszało. To świetne obserwować tyle cudów morza w jednym miejscu. Tu było naprawdę wszystko. Nie mogłam oderwać wzroku od tych różnokolorowych skorupiaków. Były też percebes. Bardzo drogie owoce morza, które zbierane są przez wykwalifikowane osoby, które zjeżdżają na linach w kierunku wody i odrywają skorupiaki od skał, na których żyją. To bardzo niebezpieczne zajęcie, dlatego ceny tego przysmaku sięgają tak wysoko. Percebes gotuje się po prostu w wodzie z solą. Nie miałam okazji ich przygotowywać, ale chcąc poczuć smak, poszłabym właśnie tą drogą. No, może jakiś warzywny sos albo sałata do tego i białe wino.
Próbowaliśmy natomiast kalmary, ostrygi, mule, sercówki, krewetki, małże św. Jakuba (przegrzebki) i wszystkie były fantastyczne. W tych owocach morza czuć było morze, o którym wszyscy mówią. W Hiszpanii to nie są puste frazesy.
Ryby
Hiszpania to też królestwo ryb. W restauracjach i na targach było ich całe mnóstwo. Świeże, jędrne, z czystymi, kryształowymi wręcz oczami (po tym poznajemy świeżość ryb) pyszniły się i kusiły wspaniałym mięsem. Były żabnice z kilkoma warstwami skór, białe, jędrne dorady i ogromne, karminowe tuńczyki. Wszystko tańsze i świeższe niż w Polsce, wiadomo, taka dziwna zależność.
Jak już tam będziecie to kupujcie te ryby na potęgę, zwłaszcza tuńczyki. Smażcie je chwilkę i jedzcie z solą, pieprzem i oliwą. Nie ma chyba lepszego sposobu na świeżą rybę.
Wino
Szczerze? Nie znam się na winach. Wiem, że dobre powinno mieć butelkę z mocno wklęsłym spodem i 14% mocy. Generalnie wino jest tak tanie, jak u nas ziemniaki. W sklepach znajdziecie już takie nawet za 1Euro w butelce, ale bez etykiety. Nieźle, co? Są też wina bardzo smaczne, w rozsądnych kwotach i bardzo drogie. Wybór należy do was. My często kupowaliśmy małe wina o pojemności ok. 300ml i dzięki temu spróbowaliśmy wielu i mogliśmy je śmiało porównywać.
Udało nam się też zahaczyć o targi lokalnych produktów i przedsiębiorców, na których zostaliśmy poczęstowani różnymi alkoholami, m.in. trafiła nam się ratafia – wieloowocowa nalewka, do której dodaje się też migdały. Była mocna. To pewne.
Owoce
Są tu nie tylko lokalne pomarańcze i cytryny, ale znalazłam mnóstwo egzotycznych owoców, które kocham ponad wszystko. Głównie dlatego, że mnie nie uczulają, w przeciwieństwie do polskich, poczciwych jabłek, gruszek, śliwek, wiśni… W Barcelonie bez trudu kupicie zarówno smoczy owoc, kokos, karambolę, marakuję, jak i truskawki, leśne owoce i mnóstwo innego dobra. Można też dostać koktajle, soki i musy owocowe. W smaku bliskie tym, które próbowaliśmy w Tajlandii. Sprzedawcy oferują też obrane owoce pokrojone w kawałki, w pojemniczkach, gotowe do jedzenia. Świetna opcja na szybki i zdrowy posiłek podczas długich spacerów.
Na koniec moja dobra rada dla wszystkich lubiących jeść i będących w Barcelonie. Wynajmijcie sobie apart i gotujcie po swojemu. Kupujcie na targach i w małych sklepikach. Zajrzyjcie na Mercat de La Boqueria, ale kupujcie na mniejszych targach. Ten jest przeładowany turystami, ceny są pod turystów i cały marketing tego miejsca wylewa się wraz z tłumami otaczającymi ze wszystkich stron. Znajdźcie targowiska oddalone od głównych ulic i tam róbcie poranne zakupy. Dopiero wtedy poczujecie prawdziwe smaki. Restauracje wybierajcie tylko sprawdzone i najlepsze. Jest drogo, ale jak już jeść to dobrze.
Dodaj komentarz